
Wiele napisano o melancholii, którą Robert Burton już w 1621 roku uznał za niezbywalny element ludzkiej kondycji. Kierkegaard i Benjamin opatrzyli nowoczesność znakiem Saturna, Anna Zeidler-Janiszewska znalazła dla kultury nowoczesnej miejsce „między melancholią a żałobą”. Faust z głębi melancholicznego kryzysu przekierowuje naszą uwagę: melancholia jawi się teraz jako problem utraconej radości. „Lecz radość prysła, straciłem radość” mówi mędrzec, a dalej dopowiada: „Już w sobie źródła radości nie znajdę” (przeł. Adam Pomorski). A ponieważ diagnoza to uczonego profesora uniwersytetu, kwestii radości myślenia (a może radości odnajdywanej w myśleniu) i kształcenia (wszak mówi o sobie Faust, że jest „nauczycielem, ludzi naprawcą i ulepszycielem”) nie wolno zlekceważyć. Dotyka bowiem przyszłości: jaki będzie świat ludzi, którzy – w swym mniemaniu – utracili radość, nie znajdują jej ani w sobie i w swej pracy. Pytanie o inteligencję bez radości, rozum bez entuzjazmu jest pytaniem o przyszłość. Czy skoro Henri Bergson przekonywał, że radość odnajdujemy w działaniu twórczym, uprawnione jest podejrzenie, że deficyt radości sprzyjałby światu myślenia wedle szablonów i dyrektyw? A gdy czytamy u Simone Weil, że radość jest oznaką duchowego wzrostu, czy możemy wyciągnąć wniosek, że kultura bez źródeł radości karleje duchowo i staje się filistyńska? Gdzie poszukiwać owych źródeł w rzeczywistości politycznej, w której – jak przedstawi to zwięźle Faustowi Mefistofeles – „Siła jest prawem, to się wie! / Ważne jest Co, nieważne Jak”? Jeszcze wnikliwiej ujmie to Podskarbi, mówiąc o świecie rządzonym przez „parweniuszy”, w którym „wyzbyliśmy się tylu praw, / Że już niewiele dla nas pozostanie,/ Trudno pokładać też nadzieję / W partiach, cokolwiek mają w godle”. Może więc racje trzeba przyznać Spinozie, filozofowi na ciężkie czasy, kiedy zapisawszy w Etyce, że „radość jest to przejście od mniejszej do większej doskonałości” (przeł. Ignacy Halpern-Myślicki) radzi każdemu, by znalazł sobie „jakąś zasadę życiową” i posługując się wyobraźnią myślał „o krzywdach ludzkich”, próbując zastanowi się „jakim sposobem i jaką drogą można najlepiej zwalczać je szlachetnością”? Czy dzięki takim ćwiczeniom będziemy skłonni dostrzec ziarno dobra w bezmiarze zła jako zaczyn drogi ku sprawiedliwości? Czy zobaczymy to, co – znów oddajmy głos Spinozie – „w każdej rzeczy jest dobre, aby tym sposobem do działania wyznaczało nas zawsze wzruszenie radości”? Czy posunęlibyśmy się zbyt daleko twierdząc, że misją kształcenia (siebie i innych) jest odzyskanie radości jako motywacji do działania? Stawką jest wyjście poza nieodzowną fazę krytycznej diagnozy; nie wystarczy odrzucenie starej opowieści o świecie, trzeba stworzyć zręby opowieści nowej, w myśleniu chodzi bowiem, ni mniej ni więcej, o tworzenie przyszłości. Kto zaś będzie przestrzegał owych ćwiczeń, ten – obiecuje Spinoza – „zdoła w krótkim czasie kierować swymi czynami przeważnie pod rządem rozsądku”. Jak odróżnić radość od tego, co Pascal przenikliwie zanalizował i opisał jako „rozrywkę” i w jakiej relacji pozostaje radość do takich pojęć jak „szczęście”, „przyjemność”, Bartheso’wska jouissance? Czy wielką i wciąż niedocenioną wartością Derridy nie jest to, że swym myśleniem wykazał, że Mefistofeles myli się twierdząc, że „Wszelka teoria jest szara”? A może warto uznać za konieczną (i wciąż nieodrobioną) lekcję każdego wykładu/seminarium myśl Marguerite Yourcenar, iż „Radość nas nie potrzebuje. Tylko cierpienie odwołuje się do naszego miłosierdzia”? Czy jesteśmy w stanie sprostać radości, która nas nie potrzebuje, choć my zdajemy się tak bardzo jej potrzebować? Jak więc ustanowić związek między nami a radością i jakie formy związek ów mógłby przyjmować? Jaki znaleźlibyśmy wyraz tejże radości, by nie sprowadzić jej do „wesołości” lub „rozrywki”? Prosimy o namysł nad tymi i zapewne wielu innym problemami związanymi z radością, o których tutaj nie pomyśleliśmy.
Redaktor tematyczny numeru: prof. Tadeusz Sławek
Nabór zgłoszeń do numeru Anatomia radości – został zamknięty!!!
Nazwa antropocen, chociaż nie jest uznana za oficjalną epokę geologiczną przez International Union of Geological Sciences (IUGS), już od ponad 20 lat do takiego tytułu pretenduje. A już pojawia się nowa etykieta dziejów – entropocen, znamionująca rozpad, wymieranie, człowieczy post-modernizm. Czy w opinii badaczy-empirystów taka żonglerka, naprędce powołanymi nazwami, nie jest nazbyt zuchwałym uroszczeniem? Czy nie stanowi dowodu na generowanie „modnych terminów”, praktyki tak chętnie podejmowanej przez współczesnych humanistów?
Twarda rzeczywistość domaga się często surowych metod opisu. Nim stworzy się literacką/literaturoznawczą „biografię gór” trzeba najpierw analizować wymierne badania nauk ścisłych. I tak: geomorfolog opowie nam o wypiętrzaniu się skalistych formacji, geolog zrekonstruuje zdarzenia z odległej przeszłości, glacjolog przedstawi badania sunących, w geologicznym tempie, lodowców, paleontolog odtworzy dzieje dawnego życia na podstawie skalnych artefaktów, a meteorolog przepowie zamiany w pogodzie gór wysokich. Wielu innych scjentystów (geochemików, biologów, oceanografów) musi się wpierw wypowiedzieć w kwestii gór, byśmy mogli tę wiedzę przyswoić i „animować” w humanistycznym uniwersum – a więc zamienić w fabularyzowane opowieści, narracyjne eksperymenty z własną przeszłością i nieznanym przeznaczeniem.
Jak można definiować naukową profesję człowieka gór? Czy zawód naukowca odosobnionego – poprzez odległość, długotrwałość czynionych badań w terenie, potrzebę zimowania w stacjach badawczych, samotność lub wąską grupę współpracowników – nie konserwuje tej profesji na modłę dziewiętnastowiecznych pionierów jako eksploratora białych plam, odkrywcy nieznanego, nieopisanego? Pomimo dostępnych dziś wysublimowanych narzędzi technicznych, przymus terminowania wśród lodowych gór pozostaje niezmienny, a potrzeba naocznego zetknięcia się z „przedmiotem badawczym” sprawia, że trzeba często przemierzać wiele dziesiątków kilometrów wśród pułapek natury, ryzykować naukową prawdę własnym życiem, by powiedzieć „coś” sensownego. Czy badacz gór wykonuje jeden z ostatnich wielkich zawodów, z jednej strony romantyczny z pasji, ducha i chęci eksplorowania otoczenia, a z drugiej ścisły do granic matematycznej wymierności?
Mamy świadomość, że główny korpus planowanego numeru pisma stanowić będą teksty literaturoznawców, językoznawców i kulturoznawców. Jesteśmy wspólnotą badającą świat odbity w cyrograficznym wehikule pisma, dlatego nie podpowiadamy, jak możliwe są mountain studies. Chcemy, by każdy z nas własnowolnie, bądź przerzucił liny między humanistyką a naukami ścisłymi, bądź uprawiał, w swoim rytmie, tempie i stylu, poznawczą ekskursję w górskim krajobrazie.
Mając na uwadze holistyczny wymiar projektu, chcemy zapytać – także w duchu bardziej szczegółowym:
– geografów, opisujących i skalujących przestrzeń, panujących nad konturem mapy, strzegących porządku izobar, izohiet, izohalin, izoterm… Czy mogą i chcą być także „geografami humanistycznymi”? Kartografami górskiej opowieści? Kapłanami orografii…
– geologów i mineralogów, czy pamiętają jeszcze o filomackiej miłości do literatury ich wielkiego patrona, Ignacego Domeyki – wielkiego eksploratora chilijskich Andów Badacza łączącego ducha naukowych poszukiwań z potrzebą prowadzenia duchowego Dziennika, naukowca dbającego o piękno i siłę literackiego przekazu (por. porywający, poetycki opis słynnego porfirowego złoża El Teniente, potężnego zasobnika miedziowo molibdenowego).
– glacjologów, czy widzą możliwość „przekładu” własnej wiedzy dotyczącej „górskiej zmarzliny” na język opowieści atrakcyjnej poza rodzimym kontekstem dyscypliny Innymi słowy: czy możliwa jest romantyczna jedność inżyniera i poety w duchu Novalisa, Arnima, Goethego? Czy w dobie dzisiejszej potrzebna jest nowa hermeneutyka gór? Czy człowiek dzisiejszy może jeszcze – przywołajmy tytuł ważnej książki – „zrozumieć lodowce”?
– fizyków i chemików, sławiących geniusz Nielsa Bohra – ale czy pamiętających o tym, iż wiele impasów i pułapek w myśleniu scjentycznym przełamywał on jeżdżąc na nartach lub samotnie czytając poezję na górskim szlaku?
– archeologów, czy zdolni są odkryć przed nami (poza katalogowym wyliczeniem) tajemnice i duchową nieoczywistość górskich stanowisk, pismo jaskiń, pradawną mowę dolin?
– himalaistów, czemu tak często wysiłek wspinaczkowy, trud dzielenia liny i doświadczenie związane z poszukiwaniem nowych dróg szczytowych uzupełniają o relacje „z wyprawy” i podróżne travelogi? Czy słowo spisanej opowieści, swoiste świadectwo narracyjne, staje się dla nich nieodzownym dodatkiem do przebytego trawersu? A może to góry domagają się swojego Logosu?
Wyliczyć moglibyśmy tu przedstawicieli właściwie wszystkich dziedzin nauki i możliwych profesji. Nie o to wszak chodzi. Ten, kto śledzi dokonania i publikacje dwóch najważniejszych ośrodków „góroznawczych” świata – Mountain Studies Institute w Silveerston w Colorado (Stany Zjednoczone) czy Centre for Mountain Studies University of the Highlands and Islands w Perth (Wielka Brytania) – ten wie, jak różnorodny instytucjonalnie wysiłek buduje dorobek dyscypliny wywołanej nazwą: mountain studies. Pragniemy, by tom projektowany przyczynił się do rozwoju podobnych badań w Polsce i we Włoszech: zbierał doświadczenia, scalał środowiska, łączył naukowców zainteresowanych eksploracją górskiego fenomenu….
Na zgłoszenia czekamy do 15 września 2024 roku. Propozycje artykułów prosimy rejestrować na platformie Open Journal Systems Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W razie pytań i wątpliwości dotyczących procedury zgłaszania tekstów prosimy o kontakt pod adresem: fabricalitterarum@gmail.com